Rowerem przez Maroko

Po przygotowaniach do rowerowej wyprawy totalnej jak i jej samej przyszedł czas na zrelacjonowanie tego niesamowitego przedsięwzięcia, które zostało zorganizowane przez ekipę United-Cyclists. Wyjazd pod tytułem: „Gdzie diabeł nie może, tam Polaka pośle” został zaplanowany na 18 dni w trakcie których, wraz z 16stoma uczestnikami, mieliśmy do pokonania 1200 kilometrów przez majestatyczne góry Atlas oraz pustynne saharyjskie bezdroża. Na naszej drodze nie zabrakło zapierających dech w piersiach widoków, które pozostaną w pamięci przez bardzo długi czas. Pełen życia plac Dżamaa al-Fina, malownicze góry Atlas, ogromna Dolina Tysiąca Kazb i bezkresne morze wydm Chigaga – każde z tych miejsc posiadało swoją magiczną i niepowtarzalną aurę, którą postaram się wam za moment przybliżyć. Była to moja pierwsza tego typu wyprawa, dlatego postanowiłem poświęcić trzy miesiące na poprawienie mojej kondycji oraz zrzucenie paru kilogramów. Z kondycją sobie jakoś poradziłem, jednak masa spadła dopiero po powrocie.

Marrakesz i plac Dżamaa al-Fina:

Przygodę rozpoczęliśmy w Marrakeszu – czwartego pod względem wielkości miasta Królestwa Maroko. Nasz hotel znajdował się nieopodal placu Dżamaa al-Fina, którego znaczenie nazwy nie jest do końca znane. Prawdopodobnie oznacza „plac bez meczetu” lub „zgromadzenie umarłych”, ponieważ w XIX wieku odbywały się tutaj egzekucje oraz targi niewolników. Obecnie jest to jedna z największych atrakcji turystycznych Maroko. Po wyjściu z kameralnej uliczki otoczonej budynkami w kolorze łososiowym, wypełnionej bezpańskimi kotami oraz nie zawsze przyjemnymi zapachami, wpadamy w ogromny tłum ludzi, w którym poruszanie się początkowo sprawia problemy. Każdy chce ci coś sprzedać, z każdej strony można usłyszeć „dear friend, best price for you”, co nijak ma się do rzeczywistości. Każdy zakup trzeba dobrze przemyśleć, zapytać wcześniej o cenę i targować się ile wlezie. My byliśmy bardziej zainteresowani zwiedzaniem tego miejsca, więc po pewnym czasie nauczyliśmy się ignorować „bandytów marketingu” i nie nawiązywać kontaktu wzrokowego dzięki czemu w większym spokoju spacerowaliśmy po placu wypełnionym wozami z owocami, bębniarzami, muzykami, tancerzami oraz zaklinaczami węży. Nie mogło także zabraknąć punktów restauracyjnych, w których można było skosztować lokalnych specjałów lub wozów posiadających w asortymencie świeżutki soczek z cytrusów.plac Dżamaa al-Fina Marrakesz

Marrakesz jest wyjątkowym miejscem nieporównywalnym do żadnego innego odwiedzonego do tej pory. W pierwszych momentach jest dość trudno odnaleźć się w ruchu pieszym oraz drogowym. Kierowcy jeżdżą tak, jakby nie obowiązywały tu żadne zasady ruchu: zatrzymywanie się i wyprzedzanie na przejściu i z prawej strony, zmiana kierunku jazdy bez sygnalizacji i wieczne trąbienie na wszystkich i za wszystko. Wraz z upływem czasu wzrastała nasza chęć do wyruszenia w bardziej odludne rejony, gdzie cisza oraz przepiękne górskie pejzaże mogły ukoić nasze zmysły po odwiedzeniu tego dość chaotycznego miejsca.

Góry Atlas i przełęcz Tizi-n-Tichka:

Po zjedzeniu śniadania i zrobieniu niewielkich zapasów na drogę pełni zapału, energii oraz chęci eksploracji nieznanych terenów wskoczyliśmy na nasze jednoślady i ruszyliśmy w stronę gór Atlas od których dzieliło nas około 30 kilometrów jazdy po płaskim terenie. Wraz z upływem drogi teren powoli stawał się bardziej pagórkowaty, a naszym oczom ukazał się przedsmak widoków jakie były przed nami:SAMSUNG CSCPrzed sobą mieliśmy 60 kilometrów jazdy non stop pod górę. Być może trafniej byłoby nazwać to wspinaczką, ponieważ prędkość jaką udało mi się rozwinąć na podjazdach nie przekraczała 12 km/h. Był to mój pierwszy rowerowy wyjazd w góry, więc zajęło mi trochę czasu zanim oswoiłem się z terenem. Wysiłek włożony w pokonywanie kilometrów był regularnie nagradzany prawdziwie bajkowymi widokami.

SAMSUNG CSCPierwszego dnia mieliśmy się wspiąć na wysokość 1600 m n.p.m. W niższych partiach gór żywa zieleń przeplatała się z kolorami brązu oraz szarości tworząc unikalne kompozycje, które cieszyły nasze oczy. Przed agresywniejszymi podjazdami zatrzymaliśmy się w knajpie, zamówiliśmy solidny obiad, który spożywaliśmy patrząc się w rozległe morze zieleni.SAMSUNG CSCIm dalej tym teren stawał się bardziej stromy. Powoli słońce kierowało się za horyzont a przed nami był niemały odcinek trasy do pokonania. Grupa rozciągnęła się trochę, a my w trójkę zostaliśmy nieco z tyłu, jednak nie zamykaliśmy stawki ponieważ za nami były jeszcze trzy inne osoby. Zapadł zmrok i było trzeba założyć lampki do roweru. Montuję, pstryk i nic. Lampka musiała się włączyć w bagażu podręcznym i padły baterie. Na szczęście nie wszyscy mieli takiego pecha. Robiło się późno, a mi zaczynało brakować sił. Popełniłem błąd i nie dostarczyłem wystarczającej ilości kalorii (bardzo ważne jest dostarczenie odpowiedniej ilości energii) co skończyło się brakiem energii oraz atakiem skurczy na moje uda. Kompletnie zapomniałem o glukozie, którą miałem w swojej apteczce rowerowej. Wsypałem 50g do bidonu, zalałem wodą i w chwilę później poczułem przypływ sił, które pozwoliły mi w trybie mieszanym (trochę jazdy trochę prowadzenia) dotrzeć do mety w miejscowości Taddert.

SAMSUNG CSCWypruty z energii wszedłem do lokalu gdzie przy stole siedziała grupa. Wymęczeni, ale z uśmiechami na twarzy przybiliśmy sobie piątki. Na stole stało zimne piwo, które trudno jest dostać w Maroko. Możecie sobie wyobrazić jak mogło smakować po tak dużym wysiłku. W chwilę później podszedł gospodarz i powiedział, że nieopodal znajduje się łaźnia gdzie mogę się wymyć. Zaparowane pomieszczenie i wiadro gorącej wody było niczym najlepsze na świecie SPA w drogim hotelu. Wieczór spędziliśmy przy grilowanym mięsku wymieniając się wrażeniami z przebytej drogi. Niestety impreza nie mogła trwać zbyt długo, ponieważ następnego dnia czekała na nas przełęcz Tizi-n-Tichka.SAMSUNG CSCRano po zjedzeniu śniadania spakowaliśmy sakwy rowerowe i ruszyliśmy w stronę przełęczy. Kojąca oczy zieleń ustępowała coraz bardziej dominującym w krajobrazie zimnym skałom oraz leżącemu wysoko w górach śniegowi. Droga wijąca się jak serpentyny stawała się nieco bardziej wymagająca, niekiedy podjazdy były bardzo strome i w moim przypadku najlepiej sprawdzało się najlżejsze przełożenie. Powoli, powoli metr za metrem, zakręt za zakrętem wspinałem się coraz wyżej i wyżej, a przede mną rozpościerały się ponadprzeciętne widoki gór Atlas.SAMSUNG CSC

Każdy z nas odważnie sunął do przodu pokonując wzniesienia jak mógł tylko najlepiej. Kobieca część grupy pod żadnym względem nie odstawała od męskiej części, a w wielu przypadkach dawała dobry przykład jak sprawnie i szybko można pokonać taki teren. Niektórym z nich dopomagała niewidoczna kosmiczna różowa energia, która napędzała korbę niczym potężny silnik parowy napędza lokomotywę.SAMSUNG CSCPo paru godzinach dotarliśmy na przełęcz, która znajdowała się na wysokości 2260 m n.p.m. Zadowoleni z dotarcia do celu zrobiliśmy kilka pamiątkowych fotek, a następnie udaliśmy się na gorącą herbatę przy której omówiliśmy szczegóły dalszej trasy.SAMSUNG CSC

To co góra zabierze, góra musi oddać” – i tym razem zasada ta znalazła odzwierciedlenie w rzeczywistości, ponieważ przed nami mieliśmy wielokilometrowy zjazd w dół oraz mnóstwo okazji do podziwiania kolejnych zapierających dech w piersiach widoków.SAMSUNG CSCTrasą prowadzącą pomiędzy malowniczymi górami docieramy do miejscowości Telouet. Ten dzień mogę zaliczyć do lżejszych, drogi były całkiem dobrej jakości, utwardzone i pochylone w dół. Miałem więcej czasu na cieszenie się widokami oraz robienie fotek. Na koniec dnia usiedliśmy w restauracji i zamówiliśmy jedzenie przygotowywane w tzn. tagine – ceramiczne stożkowate naczynie. W środku znajdowały się figi oraz odrobina jakiegoś mięsa. Całość była przyprawiona na słodko.SAMSUNG CSCW Telouecie spotkaliśmy hipisowskie niemieckie małżeństwo, które wraz ze swoją córką udało się w dwu letnią podróż. Do Maroko dojechali z Niemiec na rowerach, niestety nie mogę sobie przypomnieć dokąd i jak daleko jechali. Ich pomysł okazał się dość kontrowersyjny, w grupie pojawiły się różne komentarze na ten temat, a Jacek słusznie zauważył, że dziecko w takim wieku do rozwoju potrzebuje kontaktu z rówieśnikami. Sam mam mieszane uczucia co do ich wyjazdu.SAMSUNG CSCNiemieckich hipisów zaprosiliśmy do miejsca w którym mieliśmy nocleg, gdzie zaparkowaliśmy nasze rowery i mogliśmy się zrelaksować przy marokańskich specyfikach i wódeczce zakupionej w bezcłowym sklepie na lotnisku.SAMSUNG CSC

Dolina Tysiąca Kazb:

Przejeżdżając przez cudowną dolinę Telouet mijamy charakterystyczne dla tego miejsca czerwone skały oraz powoli rozpadające się budynki od czasu do czasu napotykamy tubylców, którym osiołki służą za główny środek transportu. Samochody w tym miejscu to rzadki widok, choć zdecydowanie jest ich tu więcej niż na pustyni.SAMSUNG CSCZ dala od natłoku informacji, medialnego szumu i reklam kolejnego proszku do prania, który ma 2x więcej substancji aktywnych niż ten poprzedni życie płynie tutaj bardzo spokojnie. Pomimo tego, że większość sklepów jest kiepsko zaopatrzona, można w nich zrobić takie zakupy, aby dojechać do kolejnego punktu. Naszym głównym pożywieniem były omlety, gotowane jajka, szproty z konserwy, czekolada, herbatniki oraz coca-cola. Ta ostatnia była do nabycia w szklanych pół litrowych butelkach, które dawno temu zniknęły z naszego rynku. W knajpach nie było zbyt wielkiego wyboru, przeważnie mieli wcześniej wspomniane omlety berber. Istniało na nie tyle przepisów co miejsc gdzie można je było zamówić. Jedni Berberowie przygotowywali je z oliwkami, inni z pomidorami, a ci którzy nie mieli co do nich dodać, podawali je tylko z chlebem. Wraz z przejechanymi kilometrami grupa nabierała coraz większego smaku na żeberka z Berberka.SAMSUNG CSCPrzed nami był jeden z piękniejszych punktów widokowych naszej trasy. Niestety z powodu dość sporego zapylenia powietrza nie mogliśmy w pełni podziwiać tego niesamowitego widoku. Unoszące się obłoki pyłu jak po wybuchu gigantycznej bomby przysłoniły nam niebieskie niebo, jednak nawet to nie powstrzymało nas przed pokonywaniem kolejnych kilometrów.SAMSUNG CSCZjeżdżając w dół wijącymi się niczym żmija na pustyni serpentynami karmiliśmy zmysły widokami spektakularnych czerwonych skał zderzających się z żywym kolorem zieleni drzew i traw rosnących w dolinie. Jadąc drogą do Ajt Bin Haddu można było się poczuć jak na Marsie. Masywne czerwone góry oraz rozklekotane domy z czerwonej cegły to nieodłączny element krajobrazu. Po drodze mijaliśmy dzieci witające nas z uśmiechem na twarzy. Wydaje mi się, że widok paczki świrów rowerowych mknących przez ich tereny był dla nich najwyraźniej niecodzienny.SAMSUNG CSCSAMSUNG CSCAjt Bin Haddu jest ksarem czyli ufortyfikowaną osadą założoną około XVI wieku. Była ona miastem handlowym pomiędzy Marrakeszem a Warzazatem. Osada ostatecznie upadła po tym jak Francuzi wybudowali nową drogę przez przełęcz Tiszka. W 1987 roku została ona wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO.SAMSUNG CSCStąd dzieliło już nas jedynie 33 km do Warzazat’u – większego miasteczka posiadającego jeden z lepiej zaopatrzonych sklepów. Mało tego! Obok znajdował się sklep monopolowy – wydaje mi się, że był to jedyny oficjalnie działający punt jaki widziałem po drodze. Wchodzimy do środka, naszą uwagę przykuwa lodówka z zimnym piwem i do tego pół litrowym, a nie jakieś 0,33 ml. Cena 28 DH czyli około 3 euro za puszkę. Nie zastanawiając się długo nabywam trzy browarki na wieczór. Do kupienia była nawet nasza wódka wyborowa za jedyne 100 zł. W tym momencie mieliśmy jeszcze niewielki zapas tego trunku zakupionego na lotnisku z obawy przed ostrym zatruciem pokarmowym. Dzień powoli dobiegał końca, a my musieliśmy odszukać odpowiednie miejsce na rozbicie obozu. Wbrew pozorom w Maroko znalezienie takiego miejsca nie jest łatwe, ponieważ wszędzie jest pełno kamieni. Naszą miejscówkę znaleźliśmy po zmroku, rozstawiliśmy namioty i odlecieliśmy patrząc w rozgwieżdżone niebo ;). Z Warzazat’u ruszyliśmy w stronę miejscowości Boumalne Dades, za nią czekała na nas offroado’wa przełęcz – 2800m n.p.m. Po drodze na pierwszym planie rozciągały się surowe pustkowia, natomiast daleko na horyzoncie można było zobaczyć ośnieżone szczyty gór Atlas’u.SAMSUNG CSC

Dolina rzeki Dades:

Pogoda nie sprzyjała, było zimno i całkiem mocno wiało, dlatego noc spędziliśmy w nieplanowanym hotelu – tutaj należą się podziękowania organizatorowi wyjazdu! Gorący prysznic oraz noc w wygodnym łóżku pozwoliły lepiej zregenerować siły na dalszą drogę. Pakowanie, zapasy i w drogę. Po opuszczeniu miasta naszym oczom zaczęły się pojawiać dobrze nam znane z poprzedniej przełęczy nieziemskie widoki.SAMSUNG CSCSAMSUNG CSCKilkanaście kilometrów dalej czekał na nas serpentynowy podjazd, z ogromnym zapałem grupa rozpoczęła wspinaczkę na samą górę.SAMSUNG CSCSAMSUNG CSCByła to jedynie zapowiedź dla jutrzejszego czyli pokonania przełęczy Ouguerd-Zagzaune. Podczas drogi od napotkanych rowerzystek usłyszeliśmy, że ma być tam bardzo ciężko. Fakt, droga była kamienista jednak wzniesienia nie przysparzały wielkich trudności. Cała okolica była pokryta szarymi skałami, a słońce w tym dniu przygrzewało bardziej niż do tej pory. W końcu można było założyć krótkie spodenki i zrzucić bluzę. SAMSUNG CSCSAMSUNG CSC

Miasto Merzouga i pustynia Sahara:

Z każdym dniem zbliżaliśmy się coraz bliżej do bram Sahary – miejscowości Merzouga. W tym miejscu można było zobaczyć pierwsze wydmy, jednak prawdziwy saharyjski rarytas – wydmy Chigaga – znajdował się wiele kilometrów od nas.SAMSUNG CSCPo zrobieniu większych zapasów ruszyliśmy w saharyjski offroadowy bezkres piachu oraz kamieni. Najczęściej spotykaną formą życia były drzewa i krzewy akacji, które lepiej było omijać szerokim łukiem, ponieważ kontakt z ich kolcami kończył się natychmiastowym przebiciem dętki.SAMSUNG CSCSahara okazałą się niezwykle magnetycznym miejscem, które za pomocą niezliczonej armii kolców akacji skutecznie zatrzymywała nas na swoich hamadach. Niekiedy gorące podmuchy wiatru skutecznie obniżały nam prędkość jaką rozwijaliśmy. Momentami nie było łatwo, rowery załadowane po brzegi zapasem wody i jedzenia, dodatkowe ubrania na noc i namioty ze śpiworami, wszystkie te rzeczy stanowiły dodatkowy ciężar, który nasze mięśnie musiały przetransportować przez ten odludny teren. Podczas jednego dnia mijały nas maksymalnie dwa samochody terenowe z największymi twardzielami w środku. Niektórzy z nich byli tak twardzi, że potrafili wytrzymać cały dzień nie wychodząc z terenówki, natomiast mięczaki wyskakiwały co jakiś czas by zaczerpnąć saharyjskiego powietrza i cyknąć tabletem kilka fotek.SAMSUNG CSCZdecydowanie grupa ludzi jadących przez pustynię na rowerach była dla nich niemałą atrakcją turystyczną. Po 5 dniach offroad’owych zmagań dotarliśmy do miasta M’hamid. W miejscu noclegu mogliśmy zostawić część ekwipunku i zabrać najpotrzebniejsze rzeczy na dwudniowy wypad na wydmy Chigaga. Żeby tam się dostać musieliśmy pokonać 60 km po ziemi spalonej słońcem, miejscu gdzie pustynne wiatry unoszą tumany pyłu w powietrze, a my jesteśmy zdani na siebie i swój sprzęt i zapas wody. Liczne awarie w postaci przebitych dętek skutecznie spowalniały całą grupę, na miejsce dotarliśmy o godzinie 00:30. Ostatkiem sił z sakwy wyciągnąłem reklamówkę z jajkami oraz masłem czekoladowym. Po takiej przeprawie z części jajek w reklamówce zrobiła się gotowana jajecznica. Kolacja, chwila rozmów przy ognisku i noc pod maksymalnie rozgwieżdżonym niebem.

niebo nad pustynia

Gdy obudziłem się rano, słońce było całkiem wysoko, a moim oczom ukazał się taki o to widok:SAMSUNG CSC

Podsumowanie:

Wyprawę z pewnością mogę zaliczyć do najlepszych odbytych do tej pory. Ogrom spektakularnych widoków, masa pozytywnych ludzi oraz niepowtarzalny klimat Maroka sprawiły, że dni spędzone w Afryce zagnieżdżą się na bardzo długo w mej pamięci. Dziękuję wszystkim za wspólny wyjazd jak i za organizację przez ekipę z United-Cyclists.com. Mam nadzieję, że jeszcze nie raz zobaczymy się na wspólnych przejazdach!



Kategorie: Trasy Długie

Tagi: ,

6 Komentarzy

  1. Marku,
    Jestem pod ogromnym wrażeniem. Pustynne kilometry nawinięte na koła oraz zapierające dech w piersi widoki to jest to co chciałbym kiedyś przeżyć.
    Wspaniała wyprawa i bardzo ciekawa relacja.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Jacek z bloga atrakcyjnyweekend.pl

    Odpowiedz
  2. Widoki zapierają dech w piersiach. Ja niestety na wszystkie wyjazdy udaję się tradycyjnymi środkami transportu, jednak odkąd zacząłem czytać ten blog coraz bardziej jestem za wycieczką rowerową 😉

    Odpowiedz
  3. W przyszłym roku zapewne będę kombinować tak, aby udać się do Gruzji/Norwegii/na Kretę. Zapewne na blogu lub fan page pojawi się informacja odnośnie planowanego wyjazdu. Jeśli masz chęć możesz dołączyć.

    Odpowiedz
  4. Ale świetna wyprawa! Zupełnie inaczej się przeżywa jazdę rowerem gdziekolwiek by człowiek nie był, niż np. wypożyczonym samochodem. Wchłaniasz to miejsce wszystkimi porami, że tak powiem 🙂

    Odpowiedz

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany